Choć mało kto w to wierzył oni tego dokonali, pomimo straty bramki, świadomości, że nigdy nie awansowaliśmy po przegranym meczu wspięliśmy się na wyżyny i po kapitalnym spotkaniu wygranym 4:1 odprawiliśmy Barcelonę z Ligi Mistrzów na ich własnym podwórku!
Trzeba otwarcie przyznać, że w pierwszym spotkaniu Luis Enrique trochę przestrzelił z ustalaniem składu. Postawił na Asensio, Beraldo czy Marquinhosa (z przymusu) na prawej obronie. Z takimi dziurami Barcelona sobie poradziła i wywiozła z Parc des Princes ważne jednobramkowe zwycięstwo. W rewanżu „Lucho” już nie kombinował i postawił na najlepsze możliwe ustawienie:
Donnarumma
Hakimi – Marquinhos – Hernandez – Mendes
Ruiz – Vitinha – Warren
Barcola – Mappe – Dembele
Cel na ten mecz był jasny, szybko strzelić bramkę i atakować tak długo, aż przełamiemy obronę Barcelony. W teorii świetny plan, gorzej z wykonaniem. Od pierwszych minut to PSG niesamowicie naciskało na Katalończyków przez większość czasu przebywając na ich połowie. Brakowało jednak wykończenia i skutecznego ostatniego podania, gdy wydawało się, że bramka jest kwestią czasu zamarliśmy. Barcelona wyprowadziła jeden kontratak i po błędzie Nuno wpakowała piłkę do siatki podwyższając stan dwumeczu do różnicy dwóch goli… przyznamy szczerze zamarliśmy w tamtym momencie.
Kolejne minuty to dominacja PSG, które nie mogło uwierzyć i pogodzić się ze straconą bramką. Awans wydawał się bardzo odległy, ale wtedy na pomoc przyszła… Barcelona. Po kolejnym ataku lewą stroną na czystą pozycję strzelecką wychodził Barcola, który został pociągnięty milimetry przed polem karnym. Sędzia nie wahał się ani chwili i pokazał Araujo czerwony kartonik. Stadion w Barcelonie zamarł jednak sędzia nie zmienił decyzji, nadarzyła się więc kapitalna okazja do odwrócenia wyniku spotkania. Paryżanie ruszyli więc do zmasowanego ataku i zaczął się horror Barcelony.
Pierwsza bramka padła niedługo przed końcem pierwszej połowy, czyli w najgorszym możliwym momencie dla gospodarzy. Jeszcze bardziej bolesny może być fakt, że strzelił go Dembele, który nie omieszkał sprowokować kibiców Blaugrany. Niedługo później sędzia zdecydował się zakończyć pierwszą część meczu. Druga część malowała się w jasnych barwach dla „Les Parisiens”, potrzeba było tylko spokoju i wyrachowania. Mieliśmy jednak przewagę psychologiczną, bramka strzelona pod koniec połowy, przewaga jednego gracza i ogólna dominacja na boisku jedynie wzmacniały ten efekt. Napakowani emocjami wyszliśmy na drugą część spotkania, gotowi na wojnę.
Potrzebowaliśmy niecałych dziesięciu minut, aby po kapitalnym rozegraniu rzutu rożnego i jeszcze lepszym strzale Vitinhi wyjść na prowadzenie. Najlepszym określeniem na to co stało się później jest „spuszczenie powietrza” z zawodników Barcelony. Co prawda stać ich było na pojedyncze zrywy, jak ten Gundogana parę minut później, który powinien zakończyć się bramką, jednak to PSG coraz bardziej dominowało. Gdyby tego było mało znowu na pomoc przyszła nam Barcelona, a konkretnie Xavi. Hiszpan był wściekły po decyzji sędziego i kopnął jeden z banerów. Zauważył to sędzia techniczny i musiało to zakończyć się czerwoną kartką. Emocje udzielały się widać nie tylko zawodnikom, trzeba jednak powiedzieć, że ta sytuacja zupełnie rozbiła Barcelonę.
Bez swojego opiekuna, z coraz większą stratą na boisku i bez jednego gracza Barcelona była koszmarnie poobijana i jedynie przygotowywała się na kolejne ciosy. Nie trzeba było na nie długo czekać, po kolejnym zmasowanym ataku w polu karnym po głupim faulu Cancelo padł Dembele i sędzia pokazał na jedenasty metr. W takiej sytuacji nie pomylił się Mbappe i w dwumeczu wyszliśmy na prowadzenie! Ta bramka podbudowała nas jeszcze bardziej i nie zamierzaliśmy już tego wypuścić. Jakby dla potwierdzenia naszej dominacji na sekundy przed doliczonym czasem gry wyprowadziliśmy kontrę zakończoną czwartą, ostatnią bramką. Nikt nam już nie mógł zabrać tego awansu i nie zabrał! JESTEŚMY W PÓŁFINALE LIGI MISTRZÓW!