Po serii zwycięstw w nowym roku paryżanie zmierzyli się z rewelacją rozgrywek – Brest. Ekipa zajmująca obecnie trzecie miejsce w lidze przyjechała tutaj powalczyć o punkty i może wracać z podniesionymi głowami. Remis 2:2 mogą bowiem traktować jak zwycięstwo.
Wielkimi krokami zbliża się faza pucharowa Ligi Mistrzów, emocje rosną więc z każdą chwilą a wszelkie mecze są okazją do przetestowania nowych możliwości. W przypadku spotkania z Brest Luis Enrique postawił na ustawienie 3-4-3 a szanse od pierwszych minut dostali Asensio, Kolo Muani czy Beraldo. Widać, że trener stosuje wiele sposobów gry, które mają sprawdzić się w lidze mistrzów, jednak czy sprawdziły się w meczu z Brest?
Pierwsze minuty nie przynosiły większych okazji dla obu stron, choć to PSG dominowało w grze piłką. Dobrze prezentowały się nasze boki ataku, szczególnie pozycja Bradleya Barcoli, który wielokrotnie napędzał nasze ataki groźnie dośrodkowując czy podając do partnera z drużyny. Paryżanie potrzebowali ponad dwóch kwadransów, aby przełamać się przez obronę Brest. Duża w tym zasługa Barcoli, który kapitalnie podał do wychodzącego na pozycję Asensio i PSG prowadziło 1:0.
Nie minęło wiele czasu a podwyższyliśmy prowadzenie, piłka ponownie znalazła się z lewej strony boiska. Płaskie podanie dotarło pod nogi Kolo Muaniego, który wjechał z piłką do bramki i prowadziliśmy już dwoma trafieniami. Te dwie szybko strzelone bramki zdecydowanie poprawiły humor i kibicom i piłkarzom na boisku, którzy z większym spokojem mogli schodzić na przerwę i oczekiwać drugiej części meczu.
Niestety, jak już kilkukrotnie mieliśmy okazję zauważyć, PSG posiada dwie twarze, ambitną waleczną i nie dającą za wygraną oraz leniwą, senną i nudną. W drugiej połowie oglądaliśmy niestety tę drugą wersję, co potwierdzały już pierwsze minuty gdy Brest ruszyło do ataku. Paryżanie nie byli w stanie zabrać momentami piłki rywalom co zapowiadało kłopoty. PSG nie czuje się bowiem najlepiej bez piłki a ta opinia szybko znalazła przełożenie na rzeczywistość.
Po zamieszaniu w polu karnym i strzale Camary piłka wtoczyła się do bramki i po dziesięciu minutach drugiej połowy goście odrobili jedną bramkę. To powinno być ostrzeżenie, które niestety przeszło bez echa. Paryżanie po straconej bramce nie zareagowali, wciąż byli bardzo powoli i pasywni co nie omieszkało się zauważyć Brest. Goście z każdą chwilą coraz śmielej atakowali bramkę Donnarummy, lecz brakowało im wykończenia. Tak było do momentu wejścia na boisko Mathiasa Pereiry, który po ośmiu minutach zdobył kapitalną bramkę piętą i wyrównał stan spotkania.
Do końcowych minut PSG nie mogło być pewne punktu, gdyż goście bardzo ambitnie ruszyli po zwycięstwo. Na nasze szczęście zabrakło im czasu i uratowaliśmy punkt. Śmiało można jednak powiedzieć, że takie spotkanie powinno się wygrać, szczególnie gry prowadziło się dwoma bramkami i zagrało bardzo dobrą pierwszą połowę. Co stało się w drugiej? To wiedzą tylko piłkarze i trener…