To nie był szczęśliwy dzień dla nas, kibiców. PSG ponownie nie sprostało zadaniu i jedynie zremisowało z siódmym w tabeli Rennes. Wizja mistrzostwa Francji ucieka coraz bardziej, niepewna też wydaje się przyszłość w Lidze Mistrzów, nastroje w Paryżu są dalekie od optymizmu.
Przed meczem zarówno Mauricio Pochettino jak i Leonardo głośno mówili o „trzech finałach” jako ostatnich meczach w Ligue 1. Nastroje były bojowe, szczególnie, że kontuzje już tak nie przeszkadzały w doborze podstawowej jedenastki. Brakującym filarem PSG mógł być Veratti, który króluje w środku pola w tym sezonie. W Rennes każdy oczekiwał pewnych trzech punktów. Jednak już zbyt wiele razy mieliśmy „trzy pewne punkty”, pierwsze minuty jednak nie zapowiadały trudnego spotkania. Bohaterem początku spotkania był z pewnością sędzia, który swoimi kilkoma dziwnymi decyzjami poirytował gospodarzy. Zdaniem zawodników dwa razy należał im się rzut karny, po interwencji Dagby i Kurzawy. Obaj z resztą rozgrywali fatalne zawody, całkiem nieźle natomiast poczynali sobie DiMaria i Neymar, którzy starali się atakować bramkę Gomisa. Bramkarz gospodarzy był jednak bardzo dobrze dysponowany i bronił ich strzały. Pod koniec pierwszej połowy faul w polu karnym Rennes, faulowany Kurzawa, sędzia po konsultacji z wozem VAR wskazuję na jedenasty metr. Do piłki podchodzi Neymar i trafia do bramki, Gomisowi zabrakło centymetrów by obronić, pierwsza część zakończyła się więc prowadzeniem PSG, wystarczyło obronić przewagę.
Niestety, jak wielokrotnie zdarzyło się w tym sezonie, paryżanie nie wyszli na boisko po przerwie. Prawdziwą zabawę z obrońcami miał Jeremy Doku, który rozgrywał kapitalne spotkanie. PSG gubiło piłkę, źle rozgrywało akcje, nie potrafiło pokonać silnie zmobilizowanej bretońskiej defensywy. Coraz gorsza gra paryżan skutkowała śmielszymi atakami Rennes, kilka razu kapitalnie bronił Navas. Gospodarze poczuli, że mogą wyrwać punkty faworytowi, w końcu dopięli swego. Z rzutu rożnego piłkę dograł Bourigeaud, dobiegł do niej Guirassy i pięknym strzałem głową pokonał Keylora Navasa. Sytuacja zaczynała wymykać się spod kontroli, wkradła się znaczna nerwowość, PSG nie potrafiło już zaatakować. W pewnym momencie gospodarze zamknęli paryżan w ich polu karnym i rozgrywali piłkę zyskując na czasie. Ataki nasilały się, PSG było bezsilne a oglądanie ich gry męczące, gdyby nie kapitalna postawa naszego bramkarza, wracalibyśmy skompromitowani. Dużo nie zabrakło, ten sezon Ligue 1 i tak jest już najgorszy od lat, paryżanie powinni zapomnieć o mistrzostwie i bronić Ligi Mistrzów, bez tego ten projekt upadnie.