Choć przez bardzo długi czas wydawało się, że Lucas Chevalier ma pewne miejsce w bramce wszystko zmieniła kontuzja. Safonov otrzymał szansę, której nie zmarnował. Dobitnie pokazał to w meczu o Puchar Interkontynentalny. Francuz ma się czego obawiać?
Były bramkarz Lille trafił do PSG na życzenie samego Luisa Enrique. Hiszpan widział w jego umiejętnościach gry nogami ogromną możliwość poprawy dotychczasowego stylu gry. Być może i nogami gra dobrze, jednak w przypadku reszty cech nie jest już tak dobrze. Francuz popełniał proste błędy, było widać u niego rosnący brak pewności siebie.
Niestety to jego błąd spowodował porażkę z Marsylią, nie pomógł też w meczu z Monaco czy wcześniej w meczu o Superpuchar Europy z Tottenhamem. Widać więc gołym okiem, że na obecną chwilę odbiegał od oczekiwanego poziomu. Safonov z kolei czekał, czekał i czekał, aż w końcu się doczekał. Może dziękować Lamine Kamarze, który brutalnie sfaulował francuskiego golkipera.
To sprawiło, że otrzymał on swoją upragnioną szansę i… prezentował się bardzo solidnie. Co prawda tracił bramki, jednak wydawało się, że obrońcy z nim między słupkami są spokojniejsi. Pełnie swoich umiejętności pokazał w Dosze, gdzie obronił aż 4 karne Flamengo. Został tym samym bezapelacyjnym bohaterem spotkania i coraz poważniejszym rywalem dla Francuza.
Sam Chevalier musi czuć już oddech na plecach. Nie może jednak zrzucić niczego na innych. Po prostu Rosjanin wykorzystał swoją szansę lepiej od niego i powoli zaczął przekonywać do siebie zarząd. Kto wie, może wzmożona rywalizacja pomoże mu wrócić na odpowiedni poziom?
