PSG jest o krok od poprawienia zeszłorocznego wyniku w Lidze Mistrzów i awansu do wielkiego finału. Zanim jednak będziemy mogli się z niego cieszyć musimy utrzymać przewagę zbudowaną na Emirates. Zadanie nie będzie jednak proste.
Gdyby ktoś tydzień temu powiedział nam, że PSG pojedzie do Londynu wygrać mecz to raczej mało kto uwierzyłby w taki obrót spraw. Po rozmowie w redakcji uznaliśmy, że remis bierzemy w ciemno. Nawet jedna bramka w plecy byłaby całkiem dobrym wynikiem. Zwycięstwa z rozpędzonym po meczu z Realem Arsenalem już się nie spodziewaliśmy. To było jak najpiękniejszy majówkowy prezent.
Paryżanie w Londynie kapitalnie zneutralizowali najmocniejsze atuty Arsenalu. Ich środek pola nie istniał w starciu z „Les Parisiens”. Prawda jest taka, że poza dwoma sytuacjami, „Kanonierzy” nie byli w stanie poważnie zagrozić naszej bramce. My natomiast mieliśmy trochę pecha, bo spokojnie mogliśmy to spotkanie wygrać 3:0. Jedna bramka przewagi i tak jest wynikiem ponad jakiekolwiek pozytywne założenia.
Teraz cel naszego spotkania jest jasny, zagrać swoją piłkę, skontrować Arsenal i odebrać im chęć do gry. Po neutralizacji w Londynie wydaje się to zadanie jak najbardziej wykonalne. Szczególnie, że środowych gości na Parc des Princes niesamowicie trapią kontuzje. Dopiero co wykurował się Thomas Partey, jednak jego miejsce w gabinetach zajęli Timber oraz Odegaard.
Oznacza to, że na stronie Nuno oraz Kvary grać będzie najpewniej nie najszybszy Ben White co od razu otwiera morze możliwości. W przypadku PSG jedyną niewiadomą jest obecność Ousmane Dembele, który zanotował kontuzję w spotkaniu ze Strasborugiem. Otoczenie zawodnika jest jednak spokojnie, francuz zagra w rewanżowym spotkaniu.
Podsumowując, PSG znajduje się w bardzo dobrej sytuacji przed rewanżem. Jedna bramka przewagi, bardziej zbilansowany, a co najważniejsze zdrowy skład to jedne z wielu czynników przemawiających za Paryżanami. Dodatkowo istny kocioł na Parc des Princes z reguły niesie naszych zawodników a goście czują się niesamowicie przytłoczeni. Jest jeden szkopuł o którym wspominał Mateusz Święcicki.
W jednym z ostatnich wywiadów wspominał, że „PSG niesie za sobą gen przegrywu”. Jest to bezpośrednie nawiązanie do wielu spotkań w Lidze Mistrzów, które PSG pomimo zwycięstwa w pierwszym meczu potrafiło koncertowo spartolić. Lekki posmak tej sytuacji mieliśmy w Birmingham, gdzie mało zabrakło a odpadlibyśmy z rozgrywek.
Jako redakcja możemy was jednak uspokoić, Luis Enrique ma rękę na pulsie i nie pozwoli naszym zawodnikom na choćby minutę rozprężenia. Pięknie było to widoczne na The Emirates, gdzie po końcowym gwizdku nie było radości, wyglądali jakby kończyli pierwszą połowę meczu i w teorii tak to wygląda. Teraz czas na drugą i przypieczętowanie najlepszego sezonu od kilku lat w stolicy Francji.