Doczekaliśmy się! Wracamy do walki o Ligę Mistrzów! Pierwszy mecz w 1/8 PSG rozegrało na domowym Parc des Princes. Wypełnione pod korek trybuny stworzyły niesamowitą atmosferę, która poniosła zawodników do zwycięstwa nad Realem Sociedad 2:0, choć początkowo mecz nie układał się po myśli paryżan.
Już po pierwszym gwizdku goście ruszyli do wysokiego pressingu, nie zamierzali dawać miejsca do rozpędzenia się szybkim skrzydłom PSG. Bardzo wysoko ustawiony Real nękał naszych zawodników w okolicach bramki Donnarummy i wydawał się nie mieć kompleksów. Paryżanie choć zaskoczeni zwarli szyki i wyczekiwali momentu do kontrataku, gdy nadszedł Mbappe niemal wyprowadził „Les Parisiens” na prowadzenie jednak bramkarz obronił strzał. Po pierwszych wzajemnych „uprzejmościach” piłka na moment przeniosła się do środka boiska.
Obie ekipy próbowały zbudować przewagę, niestety dzięki skutecznej grze w środku pola to goście zaczęli grać zdecydowanie agresywniej i efektywniej. Paryżanie ewidentnie nie potrafili znaleźć sposobu na sforsowanie dobrze ustawionych gości, pojawiały się też błędy indywidualne, które często niweczyły dobrze zapowiadającą się akcję. To jedynie napędzało gości, którzy mocno naciskali na bramkę Donnarummy właściwie do końca pierwszej części spotkania. Na szczęście Realowi, pomimo obicia poprzeczki w doliczonym czasie gry nie udało się zdobyć bramki. Gra zaczynała się jednak wymykać z rąk zawodnikom Luisa Enrique i potrzebne były zmiany.
Po przerwie i jak przyznał w wywiadzie po meczu Marquinhos – gorącej przemowie Enrique w szatni zawodnicy wyszli na drugą część spotkania. Niestety, po gwizdku sędziego gra ponownie kontrolowana była przez gości, którzy bardzo ambitnie walczyli o gola. Real rozkręcał się z każdą chwilą i potrzebna była jakaś reakcja, która nadeszła w 58 minucie spotkania. PSG wywalczyło rzut rożny po którym piłka odbita głową przez Marquinhosa trafiła pod nogi Mbappe. Francuz będący jedynie metr przed bramką zapakował piłkę „pod ladę” bramkarzowi i Parc des Princes eksplodowało. Dało się też słyszeć jak presja uchodzi z naszych zawodników, którzy dostali drugie życie po trochę przypadkowej bramce.
Wydarzenia po wyjściu na prowadzenie można porównać do podłączenia pacjentowi tlenu. Pomimo godziny gry nasi zawodnicy wydawali się dopiero rozpoczynać rywalizację. Bardzo aktywnie grali Dembele i Barcola, którzy swoim pressingiem mobilizowali zespół do wyjścia wyżej. W środku pola w końcu odnalazł się też Ruiz, który dyrygował zespołem i kapitalnie potrafił rozciągnąć grę w boczne sektory boiska. Show skradł jednak Bradley Barcola, który po kapitalnym rajdzie i strzale z ostrego kąta z lewej strony murawy drugi raz pokonał bramkarza Realu Sociedad. Widać było, że ta bramka pozwoliła rozwinąć skrzydła chłopakom i wrzucili kolejny bieg. Niestety, pomimo jeszcze kilku okazji i bardzo intensywnej gry naszych zawodników nie udało nam się zdobyć trzeciej bramki. Real również nie chciał ryzykować i zdecydowanie bardziej skupił się na grze destrukcyjnej, byle nie stracić kolejnego gola, który zapewne oznaczałby już zupełny brak szans na awans.
Dwubramkową zaliczkę należy jednak uznać za wystarczającą, teraz tylko nie popełnić błędu w rewanżu i jesteśmy w 1/4 finału!