Czas na rozpoczęcie rundy rewanżowej w Lidze Mistrzów! Po pewnej wygranej nad Montpellier nastroje w ekipie były z pewnością pozytywne. Z takim też nastawieniem wychodziliśmy na to spotkanie. Niestety, nie było nas stać na chociażby punkt.
Niestety emocje, nie koniecznie sportowe, rozpoczęły się jeszcze przed meczem. Wtedy to grupa pseudokibiców Milanu zaatakowała naszych fanów, jeden z nich został pchnięty nożem i w krytycznym stanie trafił do szpitala. Na szczęście jego stan poprawia się z godziny na godzinę a spotkanie rozpoczęło się zgodnie z planem. Zanim usłyszeliśmy pierwszy gwizdek swoje „5 minut” znowu mieli kibice gospodarzy, którzy obrzucili Donnarummę sztucznymi banknotami.
Mecz rozpoczął się w atmosferze „kotła czarownic”, podobny kocioł dział się na boisku. W odróżnieniu od pierwszego spotkania ten mecz od samego początku prezentował się inaczej. Gra była bardzo płynna i szybka, piłka przechodziła od nogi do nogi a bramkarze bardzo szybko musieli pokazać swoje umiejętności. Na bramki nie trzeba było długo czekać. Pierwsi strzelili paryżanie, którzy bardzo skutecznie rozegrali rzut rożny i z odległości niecałego metra piłkę do bramki wbił Skriniar.
Niestety, z prowadzenia nie cieszyliśmy się za długo, bo po chwili indywidualną akcją popisał się Leao, który po rykoszecie dobił piłkę, która trafiła do siatki. Bardzo szybko więc gospodarze odrobili straty i chcieli atakować dalej. Podobne plany miało PSG więc kibice na San Siro oglądali bardzo elektryzujące spotkanie. Pomimo szans z obu stron wynik nie uległ zmianie i na przerwę podopieczni Enrique schodzili remisując. Sporym zaskoczeniem mogła być postawa Milanu, który walczy o każdą piłkę i wykorzystuje swoją fizyczność z czym ewidentnie mieliśmy problemy.
Niestety, ale po przerwie nasza gra się nie poprawiła, wręcz przeciwnie. To Milan ruszył do ataku i wykorzystał naszą nieuwagę. Po kontakcie w polu karnym Leao i Hakimiego nasi zawodnicy zastygli, piłka dośrodkowana trafiła na głowę Giroud, który nie myli się w takich sytuacjach. Tym samym z szybkiego prowadzenia do głosu zaczęli dochodzić gospodarze. Widząc trudności trener postanowił zareagować i dokonał aż trzech zmian. Na boisko wbiegli Ramos, Kang In-Lee oraz Ruiz.
Od strzelonej przez Milan bramki i zmianach osobowych nie doszło do radykalnej zmiany w naszej grze. Była ona bardzo rwana, często faulowaliśmy przez co łapaliśmy kartki. Widać też było wzrastającą frustrację, która nie mogła dobrze wpłynąć na naszą dyspozycję. Nie do końca wiemy kiedy i jak, ale niedługo po bardzo słabym momencie naszych zawodników ruszyliśmy. Milan został zepchnięty do defensywy i jedynie mógł wybijać piłki poza własną połowę. Nie przyniosło to jednak spodziewanego rezultatu i wciąż Milan prowadził.
Ostatnie minuty to bardzo aktywny atak PSG, który przerywany był kontratakami Milanu. Po jednym z nich Okafor niemal podwyższył prowadzenie dla gospodarzy, kapitalnie zachował się jednak Donnarumma. Niestety pomimo dominacji w posiadaniu piłki wiele nie zmieniło to w obrazie gry, Milan skupił się na defensywie a my nie byliśmy w stanie jej sforsować. Najbliżej celu był Lee, ale trafił w słupek bramki Magniana, niedługo później rozpoczął się siedmiominutowy czas doliczony.
Pomimo aktywnej gry i przyciskania rywali nie udało się drugi raz pokonać bramkarza włochów a niedługo później sędzia zakończył spotkanie ku ogromnej euforii kibiców. Milan obudził się w Lidze Mistrzów i wraca do gry. My natomiast po dobrym początku spuściliśmy z tonu i to się na nas zemściło. Najbardziej boli druga bramka przy której cała nasza drużyna zaspała i to zaważyło. Szkoda, bo Milan po akcji z kibicem nie zasłużył chociażby na punkt. Bardzo bolesny mecz…