Po bardzo wymagającym spotkaniu z Lens wygranym przez paryżan 3-1 przyszedł czas na kolejne zadanie, mniejszego kalibru. PSG udało się bowiem do Angers, gdzie podjęli czerwoną latarnię rozgrywek – Angers.
Początek spotkania przyniósł nieoczekiwane ataki gospodarzy, którzy z przytupem chcieli rozpocząć tę rywalizację. Kilka piłek posłanych za plecy obrońców dotarło do adresatów i to gospodarze pierwsi oddali celny strzał w tym spotkaniu. Miejscowym brakowało jednak jakości żeby przepchnąć piłkę do siatki, inaczej sprawa przedstawiała się w PSG, gdzie swój geniusz pokazał Leo Messi.
Po przetrwaniu pierwszych minut, które opierały się na neutralizowaniu ataków rywali to paryżanie ruszyli do ataku. Szybko można było ujrzeć tego efekty, wszystko za sprawą Messiego. Argentyńczyk dwukrotnie posłał kapitalne piłki w pole karne, które zupełnie zdewastowały obronę gospodarzy, a dwukrotnie na listę strzelców wpisał się Mbappe. Pomimo szybko strzelonych dwóch bramek PSG nie forsowało tempa i pierwsza połowa zakończyła się prowadzeniem 2:0.
Po przerwie wszyscy liczyli na kontynuację ofensywnych poczynań, paryżanie wyszli na drugą połowę z zupełnie innym nastawieniem. Od początku było widać zdecydowanie mniejsze zaangażowanie w akcje ofensywne. Ciekawie ujęli to komentatorzy, którzy uznali, że „czasami z nudów PSG oddawało inicjatywę”. Najbardziej żałosne było ostatnie piętnaście minut podstawowego czasu gry. Obraz gry przypominał trochę końcówkę spotkania Polska-Japonia.
Paryżanie bezwiednie podawali piłkę między sobą w bloku obrony i pomocy, zupełnie bez chęci do ataku. Zdawali sobie sprawę, że prowadzą i chcieli to prowadzenie dowieźć. Jednak wyglądało to jakby bronili korzystnego wyniku w półfinale Ligi Mistrzów a nie z ostatnią drużyną ligi. Defensywne podejście się nie opłaciło, bo przed zakończeniem spotkania Angers złapało kontakt i rozpoczęły się nerwy. Na szczęście żadna bramka już nie padła, za te ostatnie minuty PSG powinno się jednak wstydzić.