Nie tak planowaliśmy rozpoczęcie rozgrywek ligowych po przerwie mundialowej. Wygrana, remis i dwie porażki to bilans PSG na styczeń przed spotkaniem z Reims. Wielu liczyło, że uda się zamknąć ten miesiąc dobrym meczem i z czystymi głowami wejść w kolejny.
Paryżanie na ten mecz dokonali korekt w środku pola, pojawili się tam Ruiz i Soler, którzy z reguły wchodzili do gry z ławki rezerwowych. Komentujący to spotkanie stwierdzili, że to „drugi, jak nie trzeci garnitur Paryża”. Bez względu na to PSG powinno z takim zespołem jak Reims nie mieć większych problemów. Niestety, ostatnio paryżanom problem sprawia każda ekipa, która znajduje się chociaż na porównywalnym poziomie co my.
Z Reims nie było inaczej, goście rozpoczęli to spotkanie z niesamowitym wigorem i ambicją. W pierwszych minutach na Parc des Princes to oni dominowali, może nie posiadaniem piłki, a wykreowanymi sytuacjami. Gdyby nie interwencje Gigiego, już na początku spotkania musielibyśmy radzić sobie z odrabianiem strat. Zaliczył on dwie bardzo ważne interwencje, które utrzymały nas na powierzchni w pierwszej połowie.
PSG bardzo słabo weszło w to spotkanie, nie było w stanie realnie zagrozić bramce Reims, co brzmi wręcz abstrakcyjnie patrząc na naszą linię ataku. Wydawać się mogło, że to oni są mistrzem Francji, nie my… Dwie pierwsze akcje spowodowały, że PSG zrestrukturyzowało grę w obronie nie dopuszczając już do żadnej groźnej sytuacji, sami jednak też nie potrafiliśmy nic w pierwszej połowie wykreować. Zakończyła się ona gwizdami na Parc des Princes.
Po przerwie Messi i spółka zaatakowali, co o dziwo szybko popłaciło. Po niesamowitym zamieszaniu w polu karnym piłka odbiła się od dwóch naszych zawodników prosto pod nogi Neymara. Ten wykorzystał okazję i podcinką pokonał bramkarza Reims, teraz już z górki, prawda? Niestety, ale inne plany miał Marco Veratti, który na boisku był zaledwie… trzynaście minut. Włoch w idiotyczny sposób prostą nogą sfaulował jednego z graczy Reims. Początkowo otrzymał żółty kartonik, ale po analizie i interwencji VAR, została ona zmieniona na bezpośrednią czerwoną. Do końca meczu musieliśmy radzić sobie w dziesiątkę…
Christophe Galtier szybko zareagował i na boisku pojawili się bardziej defensywni od Solera i Ruiza – Sanches i Danilo. Ewidentnie trener chciał uszczelnić obronę, licząc na kontrataki. O dziwo strata zawodnika podziałała na PSG pobudzająco. W końcu zaczęliśmy oddawać celne strzały i kreować sytuacje, stosunkowo dobrze radziliśmy sobie w defensywie. Mało brakowało a Sergio Ramos podwyższyłby nasze prowadzenie, jednak w akcji piłka dotknęła jego ręki i nie chciała wtoczyć się do bramki. Po utracie Verattiego można było odnieść wrażenie, że mimo osłabienia uda nam się to spotkanie wygrać.
Prawie się udało, prawie niestety robi wielką różnicę. W ostatnich sekundach meczu Parc des Princes zamarło. Wydawało się, że mecz jest wygrany i nikt tego zwycięstwa nie odbierze, wtedy piłkę w środku pola źle podał Zaire-Emery. Trafiła ona pod nogi Doumbii, ten prostopadłym podaniem uruchomił Balogun’a. W sytuacji sam na sam napastnik gości okazał się lepszy od Donnarummy i trzy punkty wymknęły nam się z rąk. Fatalne zakończenie, fatalnego miesiąca, ta bramka Reims to podsumowanie naszej bardzo słabej gry na początku roku. A wielkimi krokami zbliża się Liga Mistrzów i Puchar Francji, źle to wygląda, oj źle.