W ostatnich dniach na twarzach paryskich kibiców nie mógł zbyt często gościć uśmiech. Trzy remisy z rzędu, do tego z przeciętnym Reims w Ligue 1 nie napawały optymizmem. Dlatego pełni obaw podchodziliśmy do starcia PSG z naszym odwiecznym rywalem – Marsylią. W tym meczu liczyły się tylko trzy punkty!
Atmosfera wokół klubu w ostatnich dniach jest bardzo gęsta, fochy Mbappe, groźby odejścia. To wszystko nakręcało media w ostatnich dniach, w cieniu tych lawiracji medialnych PSG szykowało się do trudnego starcia. W świetle ostatniej niezbyt dobrej gry Galtier zdecydował się na zmianę ustawienia. z gry 3-4-3 przeszliśmy do starego, dobrze nam znanego 4-3-3. W obliczu problemów ze środkowymi obrońcami było to rozsądne posunięcie (czerwona kartka Ramosa, kontuzja Kimpembe). W środku pomocy obok niekwestionowanych liderów stanął Ruiz, z przodu w końcu dołączył Messi. Wszyscy liczyli, że nasz GOAT rozrusza trochę ofensywną grę.
Jak się okazało, dużo się nie pomyliliśmy, pierwsze minuty spotkania to istne oblężenie bramki Lopeza, który kilkukrotnie musiał ratować Marsylię swoimi kapitalnymi interwencjami. Trzeba też jednak przyznać, że nie grzeszyliśmy skutecznością. Oczywiście Marsylia również miała swoje okazje i momentami zbyt łatwo do nich podchodziła pod nasze pole karne, kluczową postacią był wtedy Amine Harit. Cieszy jednak fakt, że z przodu nasza trójka potrafiła w końcu współpracować i kreować na prawdę ciekawe akcje.
Najwięcej uwagi zasługuje tutaj Mbappe, który w końcu zaczął grać drużynowo! Jak się okazuje było to kluczowe. Piłkę w środkowej części boiska odebrał Veratti, mocno zaskoczyło to Marsylię, która ruszała już do ataku i nie odbudowała ustawienia. Włoch zobaczył Francuza na wolnej pozycji a ten ruszył z akcją z lewej strony boiska, podał do stojącego na bardziej centralnej pozycji Neymara a Brazylijczyk płaskim strzałem pokonał Lopeza. Na przerwę schodziliśmy więc z bramkową przewagą, co z pewnością było komfortowe w takim prestiżowym starciu.
Po powrocie do gry krew poczuli goście, którzy chcieli jak najszybciej doprowadzić do wyrównania. Kilka akcji rozbiło się o naszą defensywę, momentami mieliśmy też trochę szczęścia. Z opresji wyszliśmy jednak obronną ręką i chcieliśmy podwyższyć prowadzenie. Niestety brakowało nam w tym spotkaniu wykończenia i ostatniego podania, bo bramek mogło paść zdecydowanie więcej. Wszystko zmieniło się jednak w 72 minucie spotkania gdy bezmyślnym faulem na Neymarze „popisał” się Gigot, który natychmiast został oddelegowany do szatni. Dobrze, że Neymar podniósł lekko nogi, inaczej miałby gwarantowaną kontuzję, takie rzeczy należy tępić.
Ta czerwona kartka ostudziła zapały obu ekip, wszyscy spodziewali się, jak zwykle w tych starciach, elektryzującej końcówki. Nic takiego się nie wydarzyło, co prawda PSG starało się nieśmiało atakować, lecz bardziej skupiło się na odcinaniu możliwości ataku gościom. Ostatecznie powiodło się to i paryżanie mogli świętować przełamanie passy remisów, dodatkowo w starciu z odwiecznym rywalem. Miejmy nadzieje, że zmiana ustawienia i zastrzyk pozytywnych emocji spowoduje, że wrócimy do gry z początku sezonu. Wszyscy bardzo na to liczymy!