Paryżanie mimo dobrego początku sezonu zaczynają łapać lekką zadyszkę, a przed nimi trudne zadanie, PSG podejmowało bowiem Benfice na Parc des Princes. Niestety, ponownie nie udało nam się pokonać ekipy z Portugalii, na domiar złego nasza gra również nie powalała.
Niestety już przed spotkaniem jasne było, że w kadrze ponownie zabraknie Leo Messiego. Nasza gra bez najlepszego piłkarza świata utraciła swój blask. Pozostawało mieć nadzieje, że tym razem sytuacja będzie inna, jednak wystawienie Sarabii nie wróżyło nic dobrego. Poza tym w jedenastce dokonano w sumie tylko jednej korekty, wymuszonej, kontuzjowanego Mendesa zastąpił Juan Bernat. Lekko osłabieni, lecz wciąż niebezpieczni, rozpoczęliśmy spotkanie.
Pierwsze minuty z pewnością mogliśmy ocenić optymistycznie, drużyna naciskała, starała się kreować akcje i nie pozwalała wyjść przeciwnikowi z własnej połowy. Niestety, jak w poprzednim spotkaniu, dobrze zorganizowana defensywa Benfici neutralizowała nasze ataki. Sama natomiast strategia Portugalczyków opierała się na szybkich wyjściach z własnej połowy i pojedynczych wypadach. Najwięcej nerwowości wywoływały wtedy bezsensowne zachowania naszych obrońców, zaliczyć do tego można niepotrzebne próby dryblingu czy niecelne wybicia. Na szczęście udało się nam utrzymać wynik.
Pomimo trudności PSG wciąż atakowało, niektóre akcje docierały pod pole karne, jednak nie powodowały większego zamieszania, brakowało wykończenia. Dopiero rajd Juana Bernata pod koniec pierwszej części spotkania zakończył się faulem w polu karnym i sędzia odgwizdał jedenastkę dla PSG. Do piłki podszedł Mbappe i pewnym strzałem w prawy róg bramki wyprowadził nas na prowadzenie. Na przerwę schodziliśmy więc prowadząc jedną bramką.
Po przerwie niestety paryżanie widocznie opadli z sił, zauważyła to drużyna gości, która chciała wykorzystać słabszy moment „Les Parisiens”. Jak dobrze wiemy, nasza drużyna nie czuje się dobrze w grze obronnej, efektem tego był sprokurowany przez Verattiego rzut karny, który Joao Mario zamienił na gola. To trafienie na chwilę rozruszało grę obu ekip, jednak nie trwało to długo i powróciliśmy do siermiężnego podawania piłek między liniami. Właściwie do końca spotkania zarówno PSG jak i Benfica nie były już w stanie poważnie zagrozić bramce rywala i mecz ponownie zakończył się podziałem punktów.
Podsumować ten mecz można jednym zdaniem – Nie ma Messiego, nie ma imprezy. Dopiero jak zabrakło Argentyńczyka można sobie uświadomić ile znaczy w kontekście kreowania akcji ofensywnych. Ciężko też zrozumieć obecność Sarabii na boisku, ewidentnie Hiszpan jest pod formą co potwierdził chociażby w tym spotkaniu. Największą jednak bolączką jest nasza elektryczna gra defensywna. Marquinhos momentami wygląda jak dziecko we mgle, Ramosowi również zdarzały się błędy. Tę pozycję musimy wzmocnić priorytetowo w najbliższym okienku. A teraz wracamy do rozgrywek Ligue 1!