Wczorajsze spotkanie z Atalantą Bergamo, choć wygrane, mogło przyprawić o ból głowy Luisa Enrique. Ponownie bowiem dała się we znaki pięta Achillesowa zespołu „Les Parisiens” – rzuty karne.
Jeśli miałbym przyczepić się do któregoś elementu gry zespołu to byłyby to właśnie rzuty karne. Pierwsze przykłady z brzegu – drugi półfinał Ligi Mistrzów z Arsenalem. Do piłki podchodzi Vitinha i kompletnie pokpił sprawę, Raya bez problemu łapie piłkę. Taka sama sytuacja, tylko już w meczu z Tottenhamem. Znowu wykonuje swoj nietypowy nabieg i nie trafia nawet w bramkę. Na szczęście koledzy z zespołu strzelali lepiej i ostatecznie zdobyliśmy Superpuchar Europy.
Niestety demony wróciły w spotkaniu z Atalantą. Pod koniec pierwszej połowy za faul na Marquinhosie sędzia podyktował rzut karny dla PSG. Do piłki podchodzi Barcola i uderza jakby od niechcenia. Carnesecchi broni bez najmniejszych problemów. Dobrze, że w tym momencie prowadziliśmy już 2:0, w innym wypadku Barcola musiałby otrzymać solidną reprymendę. Nie zmienia to i tak faktu, że Luis Enrique ma duży problem z wyznaczeniem stałego wykonawcy rzutów karnych.
Musi o tym poważnie pomyśleć, bo tak wygodne sytuacje jak te z Atalantą mogą się już nie powtórzyć. Potrzebny nam pewniak, którego na razie nie mamy i nie zapowiada się abyśmy go znaleźli. Najwyraźniej zespół potrzebuje jednostki treningowej stricte skupionej na tym elemencie gry. Coś trzeba zrobić, bo takie sytuacje nie mogą się powtarzać, a wydarza się to zaskakująco i niepokojąco często.