Od początku było wiadomo, że wyjazd do Londynu na starcie z Arsenalem będzie arcytrudnym starciem. Takie niestety było, ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie pokazaliśmy w tym spotkaniu właściwie żadnego pozytywu. Londyńczycy byli tego dnia po prostu o klasę lepsi.
Już przed meczem było jasne, że w naszym składzie zabraknie czołowego jak dotychczas zawodnika „Les Parisiens” – Ousmane Dembele. Było to pokłosie kłótni z Luisem Enrique, który nie wahał się odstawić francuza od pierwszej jedenastki. Decyzja dziwna, aczkolwiek w drużynie musi być zachowana hierarchia, której najwidoczniej nie potrafił uszanować. Wyjściowa jedenastka prezentowała się więc następująco:
Donnarumma
Hakimi – Marquinhos – Pacho – Mendes
Neves – Vitinha – Warren
Doue – Lee – Barcola
Zaraz po gwizdku sędziego zaatakowali londyńczycy, którzy bardzo szybko mogli objąć prowadzenie. W walce o górną piłkę starli się Donnarumma i Martinelli, obaj zostali poturbowani. Pierwszy raz w tej sytuacji słabo spisali się nasi środkowi obrońcy, którzy całkowicie zgubili krycie. Niedługo później groźny strzał oddał Saka jednak piłka minęła bramkę przy prawym słupku. Wtedy na moment przewagę wywalczyło PSG co zaowocowało strzałem Nuno.
Wydawało się, że PSG zaczęło przejmować inicjatywę na boisku, kolejny strzał oddał Doue, niestety również spudłował. Powoli widać było, że w składzie paryżan brakowało typowej „dziewiątki”, która wykańczałaby akcję w polu karnym. Wtedy goście zdecydowali się docisnąć, najpierw dośrodkowaną piłkę zdołał złapać Donnarumma, niestety chwilę później cały blok defensywny zagrał fatalnie. Ponownie zgubiliśmy krycie gdy z głębi pola wbiegał Havertz, który po dośrodkowaniu Trossarda strzałem głową minął Gigiego i Arsenal wyszedł na prowadzenie.
PSG dostało pierwsze solidne ostrzeżenie po którym nie potrafiło dojść do siebie. Próbowaliśmy grać górą, każda taka piłka kończyła jednak u rywali, którzy górowali w powietrzu. W końcu udało nam się wymienić kilka szybkich podań i mało brakowało a doprowadzilibyśmy do remisu, Nuno trafił jednak w słupek. Po chwili prawą stroną wystrzelił Hakimi, który spróbował strzału ale Raya z łatwością wyłapał strzał. Wtedy dominację przejął Arsenal, który wykazywał się większą intensywnością, pomysłem i zaangażowaniem.
Taka postawa zaowocowała drugim trafieniem. Z rzutu wolnego piłkę dośrodkował Saka a w tłoku piłka po słabej interwencji Donnarummy wpadła do bramki – było 2:0. Do końca pierwszej połowy graliśmy fatalnie, byliśmy jedynie w stanie obserwować szybkie wymiany piłek rywali, którzy coraz śmielej poczynali sobie na naszej połowie. Na szczęście sędzia zakończył pierwszą połowę i zaprosił zawodników do szatni. Jeśli chcieliśmy wywieźć z Londynu chociaż remis potrzebowaliśmy trzęsienia ziemi w szatni.
Do niego jednak nie doszło, druga połowa prezentowała się niemal identycznie co pierwsza. Arsenal grał i dominował, my obserwowaliśmy nie będąc w stanie nic zrobić. Oglądało się to fatalnie, szczególnie patrząc na dziury w obronie, których jednak nie potrafili wykorzystać gospodarze. Gdyby mieli więcej szczęścia udałoby im się spokojnie strzelić dwie bramki więcej. U nas brakowało niemal wszystkiego, spokoju w obronie, rozegrania piłki, umiejętności wyjścia spod presji a przede wszystkim napastnika.
Bywały momenty w których nie mieliśmy ani jednego zawodnika w polu karnym, wszyscy uciekali od odpowiedzialności lub bali się starć z dwoma wieżami na środku obrony Arsenalu – Salibą i Gabrielem. Wtedy Lucho zdecydował się dokonać zmian. Na boisku pojawili się Ruiz, Kolo Muani, zmiany nie wpłynęły jednak gwałtownie na nasze poczynania na boisku. Chwilę to trwało, ale i my potrafiliśmy „docisnąć” gospodarzy, szczególnie w końcowych minutach spotkania.
Najpierw po rzucie rożnym trafiliśmy w poprzeczkę bramki Rayi, niedługo później Lee był bliski zaskoczenia golkipera Arsenalu, któremu udało się jednak wybronić trudny strzał. Na dwanaście minut przed końcem podstawowego czasu gry rozpoczęły się kontrowersje w tym spotkaniu. W polu karnym piłkę ręką dotknął Calafiori, sędzia jednak nawet nie skonsultował się z VARem co było co najmniej zaskakujące. Arbiter po niecałych dziesięciu minutach i upadku Kolo Muaniego w okolicach jedenastego metra zdecydował się na analizę, która nie przyniosła jednak pozytywnego skutku i graliśmy dalej.
Po dwóch bardzo kontrowersyjnych decyzjach PSG nie było już w stanie uwierzyć w siebie i wepchnąć piłki do bramki. Spotkanie zakończyło się wynikiem 2:0 a kibice, którzy jako jedyni nie zawiedli w Londynie, z pewnością mieli więcej pytań niż odpowiedzi po tym starciu. Nie owijając w bawełnę, paryżanie mieli momenty, ale tylko momenty. Arsenal był szybszy, dokładniejszy, lepszy praktycznie na każdej pozycji na boisku i to zaowocowało bardzo słabą dyspozycją PSG. Najbardziej niepokojąca jest forma naszych środkowych obrońców, którzy wyglądali tego dnia jak dzieci we mgle.
Podsumowując starcie w Londynie, widać, że potrzeba nam jeszcze bardzo dużo czasu, aby chociaż zbliżyć się do dyspozycji prezentowanej przez londyńczyków. Pozostaje nam się pocieszać, że jesteśmy drużyną młodą i w budowie. Na obecną jednak chwilę nie jesteśmy w stanie rywalizować z najlepszymi, potrzebne są zmiany oraz wzmocnienia (szczególnie w środku obrony i w ataku). Cóż, jesteśmy po prostu rozczarowani, ale wierzymy, że uda nam się szybko zmazać plamę z fatalnego spotkania z pretendentami do wygrania Premier League.