Pierwszy sezon Ligi Konferencji już niemal za nami. W założeniach, miały być to rozgrywki, które pozwolą mniej zamożnym drużynom, z mniej rozpoznawalnych lig, osiągnąć sukces na arenie europejskiej. Czy takie założenia udało się spełnić? Cóż, patrząc po składzie półfinalistów – niekoniecznie. Mamy reprezentantów Anglii, Włoch, Francji i Holandii, a więc europejskiego topu lub ścisłego topu. Z drugiej strony – w ćwierćfinałach znalazły się zespoły z Grecji, Czech czy Norwegii, co przecież nie jest regułą. Jedno co wyróżniało w tym sezonie Ligę Konfederacji była losowość. W zasadzie trenerzy mogliby na chwilę udać się do kasyna aby rozstrzygnąć rezultaty w fazie grupowej. Mocne drużyny wystawiały rezerwowe składy przez co często przegrywały w starciu z underdogami. Czwartkowe wieczory mogło urozmaicić także kasyno Spina. Operator ten oferował transmisje rozgrywek LKE, dodatkowo mogliśmy skorzystać z ciekawych bonusów na grę.
AS Roma – Leicester City
Roma pod wodzą Mourinho to zespół który w tym sezonie już raz znalazł się na absolutnym dnie. Było to 21.10 w mroźnej Norwegii, gdzie miejscowe Bodo/Glimt zmiażdżyło włoski zespół aż 6-1. Zdecydowanie, po takiej klęsce mogło być już tylko lepiej. I faktycznie było. Roma rzecz jasna nie miała problemów z przejściem fazy grupowej Ligi Konferencji, a i w Serie A, po sporych perturbacjach, udało się wyjść na prostą. Najważniejsze, że udało się jednak odegrać na Norwegach. W ćwierćfinale los ponownie skojarzył niedawnych rywali i tym razem rzymianie nie dali przybyszom z północy szans. W Norwegii co prawda znowu gospodarze byli górą, ale już tylko 2-1, natomiast na Stadio Olimpico kibice byli świadkami pogromu, ale w drugą stronę. Wynik 4-0 nie pozostawił złudzeń. Poza tym, klub z wiecznego miasta pokonywał ekipy z niższej lub dużo niższej półki – CSKA Sofia, Zoria Ługańsk oraz Vitesse zostały pokonane (chociaż nie bez problemów). Co ważne, sytuacja w Serie A naprostował się na tyle, że awans do Ligi Europy jest niemal pewny, a i w walce o Ligę Mistrzów podopieczni popularnego The Special One nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.
Leicester City z kolei rozgrywa mocno rozczarowujący sezon. Lisy zajmują słabą, 9 lokatę w Premier League, bez perspektyw na awans nawet do Ligi Konferencji. Wygląda więc na to, że tylko zwycięstwo w tegorocznej edycji pozwoli im na kwalifikację do rozgrywek europejskich. Lisy w do LK dostali się poprzez zajęcie trzeciego miejsca w grupie Ligi Europy. Tam zbyt silne okazały się Napoli oraz Spartak Moskwa, chociaż i z Legią nie było łatwo. Na wiosnę wcale rywale nie byli dużo słabsi – Rennes oraz PSV to nie są byle jaki marki. Udało się jednak wygrać, więc pojawił się jakikolwiek promyczek nadziei dla kibiców, którzy zbyt wiele okazji do radości w tym sezonie nie mieli.
Faworyta trudno wybrać, jednak chyba bezpieczniejszym wyborem będzie Roma. Dość mocny i szeroki skład, doświadczony trener na ławce, wielka chęć wygrania jakiegokolwiek trofeum oraz niezła forma powinny wystarczyć do ogrania dość apatycznych ostatnio zawodników Leicester City.
Feyenoord – Olympique Marsylia
Feyenoord to zespół bardzo dawno nie widziany na tym etapie rozgrywek europejskich. Po raz ostatni w półfinale grali przeciwko Interowi Mediolan w 2002 roku, ramach Pucharu UEFA. Tamte rozgrywki udało się wygrać, więc kto wie, może i tym razem? Sezon ligowy raczej spisany jest już na straty – szanse na awans do Ligi Mistrzów są minimalne, za to walka o Ligę Europy między Feyenoordem, a grupą pościgową w postaci Twente oraz AZ jeszcze trwa. Holenderski zespół ciągną za uszy dwaj zawodnicy – Guus Til, Luis Sinisterra oraz Bryan Linssen. Łącznie ustrzelili póki co 38 bramek i byli architektami efektownych zwycięstw z rywalami takimi jak Partizan oraz Slavia Praga.
Olympique Marsylia z kolei rozgrywa naprawdę niezły sezon. 2 miejsce w lidze za PSG to dobry wynik, zważywszy na przepaść budżetową pomiędzy Paryżem, a resztą stawki. Zadrą pozostaje natomiast słaby występ w tegorocznej edycji Ligi Europy z której to Marsylczycy spadli do Ligi Konferencji. Niestety, posiadanie w składzie takich zawodników jak Arek Milik czy Dmitri Payet nie wystarczyło. Zbyt mocne okazały sie ekipy Lazio oraz Galatasaray. Szczęśliwie, francuski zespół nieźle się odnalazł w nowych realiach. 6 meczów i 6 zwycięstw – to robi wrażenie. Rywale wcale tacy słabi nie byli. Okej – może poza pierwszym rywalem w postaci azerskiego Karabachu. FC Basel oraz PAOK Saloniki to natomiast zespoły, które potrafiły dać w kość nie jednemu wyżej notowanemu przeciwnikowi. Tym bardziej należy docenić wyczyn Olimpijczyków.
W tej parze chyba nieco łatwiej wytypować zwycięzcę. Marsylczycy to mocny zespół, który w tym sezonie gra naprawdę niezłą piłkę. Nie odbierajmy jednak szans Holendrom. Skoro zaszli tak daleko, to czemu miałoby się nie udać zrobić kolejnego kroku? Tak czy inaczej, w tej parze logika nakazywałaby jednak postawić na zespół z Francji.